Opowieść wewnętrznego krytyka

You are currently viewing Opowieść wewnętrznego krytyka
Świat oczami krytyka wewnętrznego… naprawdę zmienia perspektywę! 😉
Poniższy tekst powstał w odpowiedzi na Live z mini-warsztatem, który niedawno prowadziłam na Facebooku. Ponieważ mówiłam do pisarek, to otrzymały ode mnie pisarskie ćwiczenie 😉 – napisać historię o swoim krytyku wewnętrznym.
Zapraszam do czytania!

autorka: Małgorzata Żebrowska, możesz znaleźć ją tutaj: www.pelnia.eu
Za mną kolejny pasjonujący dzień. Bawiłem się wyśmienicie. Odkąd Rozczochrana została matką, znacznie łatwiej mi jej dokuczać. Jest taka podatna na mój wpływ, a ja z rozkoszą podsuwam jej coraz to nową krytykę.
Wstała rano, nieprzytomna, niewyspana. Każdy by taki był po trzech godzinach niespokojnego snu. Wyobraźcie sobie, zdołałem jej wmówić, że nie powinna mieć worków pod oczami, bo jej małżonkowi nie będzie się już podobać. Potem obejrzała swój brzuch w lustrze. Policzyła wszystkie rozstępy. Och, jak fajnie było widzieć cierpienie na jej twarzy. Szepnąłem: „Brzydula”. Poszła po kawę do kuchni. W czasie, gdy ją zalewała, z pokoju usłyszała znany już dobrze płacz swojego niemowlęcia. Szybko odstawiła kubek, pobiegła do córeczki. „Co z ciebie za matka, dziecko musiało czekać kilka sekund, a ty w tym czasie robiłaś kawę dla siebie”. Łyknęła to bezczelne z mojej strony oskarżenie, w co aż trudno mi było uwierzyć. Dobra, jedziemy dalej. Gdy karmiła malutką, kilka razy pomyślała, że trochę jej się dłuży ten cudowny czas, gdy córeczkę przytula do piersi. Wszyscy piszą, mówią, jaki to niezwykły okres, koleżanki nie ukrywają, jak dużo przyjemności im to dawało. Oczy im błyszczą z rozkoszy, a jej się nudzi, a ona tego nie lubi. Co to oznacza? Pewnie nie kocha córki tak jak powinna, zapewne tak jest. Nie wyprowadziłem jej z tego błędu. Lubię widzieć jej samoudręczenie, którego chyba nikt z boku nie jest świadomy. W południe była zmęczona jak po kilku dniach pracy w korporacji. A właśnie, ciekawe co słychać u dziewczyn, pomyślała. Ja jej na to, że nie ma sensu się z nimi spotykać przy kawie, tak jak planowała. Przecież i tak nie będziesz miała im nic ciekawego do powiedzenia, kuro domowa. One robią kariery, żyją od szkolenia zagranicznego do szkolenia, od imprezy firmowej do następnej. A ty? Od kupki do kolki, od biegunki do gorączki. Nic ciekawego, nudna jesteś jak flaki z olejem i jak kaszka jaglana. A właśnie, słoiczki same widzę ostatnio na półce Rozczochranej. Leniuch jeden, nie gotuje dziecku, nie wybiera w sklepie ekologicznych marchewek, nie oprawia królika na obiad dla córki. To bardzo niedobrze, potem córka będzie miała słuszne pretensje, że nie otrzymała dobrych wzorców żywieniowych. Ta bułka z glutenem w ręce małej to już w ogóle skandal. Jadła ją na spacerku, podczas którego się spociła. „To będzie twoja wina, gdy się przeziębi, niczyja inna.” Wróciły do domu, nastąpiła upragniona przez Rozczochraną chwila – córeczka poszła spać. A ona wtedy wzięła się za czytanie książki. Góra prasowania czekała w kącie sypialni, w zlewie piętrzył się stos naczyń, lodówka ostatni raz była myta jeszcze przed porodem. „Naprawdę, dałabyś sobie spokój z tą literaturą, nic ci nie pomoże, i tak macierzyństwo wyssało ci mózg.” Dziecko się zbudziło, włączyła mu bajeczki, piętnaście minut. „O piętnaście za dużo,” podszepnąłem. „Kiedy indziej pomalujesz paznokcie, to naprawdę teraz nie najważniejsze. Teraz jesteś matką, to twoja rola i twój dar. I masz się z tego cieszyć, dlaczego znów witasz męża, przychodzącego z pracy tym dziwnie zmęczonym uśmiechem?”
Po kolacji kąpiel, usypianie małej. Ona płacze, Rozczochrana płacze. Już nie ma sił. Malutka zasypia na piętnaście minut. W tym czasie Rozczochrana bierze szybki prysznic. I ma wyrzuty sumienia, bo nie dość sprawnie się wyciera, gdy słyszy dramatyczne „Mama”.
Kończy się kolejny dzień. Znów poniosła porażkę. Córka budzi się co kwadrans, jak co noc. Ona jest zmęczona. Ja zadowolony. Nie mogłem mieć lepszej ofiary. Macierzyństwo jest jak tragedia grecka – nie ma wyjścia, jakby się mateczka nie obróciła, czego by nie zrobiła, zawsze będzie winna. Niedawno nawet napisała, bo czasem lubi coś tam sobie pisać: Samotność – Matnia – Matka. Pożal się Boże artystka z tej mojej Rozczochranej…

Udostępnij tę stronę