Prokrastynacja, czyli wieczne odwlekanie spraw na później

You are currently viewing Prokrastynacja, czyli wieczne odwlekanie spraw na później
autorka: ALINA KRZEMIŃSKA
O tym, jak spotkałam moją prokrastynację i co mi powiedziała.

Ciarki na plecach… zimno… znam to uczucie. Zaraz mięśnie napną mi się boleśnie, krew w żyłach zgęstnieje, zwolni… żołądek zwinie w supeł, klatka piersiowa ściśnie tak, że trudno będzie oddychać. Potem opadnę z sił… Znowu ona, już tu jest. Wyłania się spod ziemi jak jakaś cholerna zjawa. Włosy nijakiego koloru zwisają jak poszarpane pióra, zakrywają szarą twarz. Tylko czarne oczy błyszczą, świdrują, przeszywają na wylot. Długa szata w barwie popiołu spływa z ramion, zakrywa ciało, zlewa się z ziemią. Jakby cała powstała z siwego dymu… Tylko te oczy, tak pełne mocy! Zbliża się powoli ciągnąc za sobą smród błota.
– Przecież nie wiesz co napisać… – uśmiecha się. – Nie masz pomysłu… nie masz siły… – ochrypły szept przechodzi w syk. – Masz tyle innych rzeczy do zrobienia…
Wiruje mi w głowie. Projekty, nienapisane artykuły i opisy, czekające w kolejce grafiki, pdf’y, nieodbyte spotkania… Zmęczenie. Ogarnia mnie senność.
– Odpocznij… – szepcze mi do ucha. – I tak tego nie zrobisz. Odpuść sobie.
Usiłuję potrząsnąć głową, odgonić natrętną mgłę ogarniającą mój umysł, zwalczyć otępienie. Ściska mnie za żołądek jeszcze mocniej.
– Nie walcz! – syczy.
Ciemność…
Otwieram oczy. Czemu leżę? Spałam? Nie pamiętam… Ah… Siedzi tam, w kącie, przekrzywia głowę i patrzy na mnie.
– Czemu?… – mój głos jest zachrypnięty, przełykam ślinę. – Czemu to robisz?
Uśmiecha się, obchodzi mnie dookoła, wodzi wzrokiem…
– Chcę dostarczyć ci więcej przyjemności… – zerka spod półprzymkniętych powiek, przeciąga słowa, na jej ustach błąka się uśmiech.
– Ściskając mnie za żołądek? Odbierając oddech? – podnoszę się powoli.
– Tylko, gdy walczysz…
– Co czujesz, gdy ze mną wygrywasz? – przecież musi mieć jakiś powód!
– Spokój, ale też trochę nudę, ospałość. Wtedy odpoczywam. Gdy docierasz do tego, że przecież nic nie musisz, to się rozluźniam – przeciąga się.
– A gdy ci się opieram, gdy nie potrafisz mnie powstrzymać, gdy nadal działam? – zbieram siły.
– Stoję… obserwuję z odległości… jestem zaciekawiona… Szukam dziury w twojej pewności i energii, furtki, którą dla mnie zostawiłaś, lekko uchylonej, zapraszającej… – uśmiecha się, jej głos jest miękki, aksamitny. – Potem zmagasz się ze mną… lubię to…
– Uwodzisz.
– Tak.
– Kiedy przychodzisz? Co cię do mnie zaprasza? – wstaję.
– Zawsze, gdy jesteś zmęczona, gdy stresujesz się tym, co masz zrobić, lub gdy tego nie lubisz. Gdy coś jest niewygodne – przygląda mi się uważnie. – Powinnaś więcej odpoczywać, czerpać więcej przyjemności.
– Jak udaje ci się mnie podejść? – podchodzą bliżej.
– Przemykam przez uchyloną furtkę, podchodzę cicho, tak, żebyś mnie nie wiedziała, wiążę ci ręce, jeszcze zanim się zorientujesz… delikatnie, żebyś nie poczuła. Chwytam z żołądek, ramiona… I wtedy nagle zaciskam wszystkie węzły, tak, żebyś nie potrafiła się wyplątać. Potem ściskam coraz mocniej, tak długo, jak się opierasz. Czasami wolisz wyć i walczyć, niż mi się poddać. Szamoczesz się, długo… Odbieram ci energię życiową.
– Już rzadko aż tak…
– Tak… – odsuwa się, jakby straciła zainteresowanie, ogląda paznokcie.
– Jakie triki stosujesz?
– Bawi mnie zabawa w kotka i myszkę – uśmiecha się szeroko. – Bawi mnie też, że tak naprawdę chcesz mi ulec…
– Jak udaje ci się mnie omotać?
– Przecież wcale nie chcesz robić wielu z tych rzeczy, albo cie stresują. Nie jesteś w pełni zdecydowana…
– A co sprawia, że ci się nie udaje?…
– Twoje zdecydowanie – jej głos jest ostrzejszy, poważnieje, odsuwa się, nie patrzy na mnie, strzepuje z szarej szaty niewidzialny kurz.
– Co musiałoby się wydarzyć, żebyś opuściła mnie na dobre?
Podnosi głowę i patrzy mi prosto w oczy.
– Na dobre? – unosi wysoko brwi. – Na dobre? – przybliża się. – Wypaliłabyś się. Wcale tego nie chcesz.
– Co musiało by się wydarzyć?
– Jestem częścią ciebie…
– Odpowiedz… – teraz mój głos jest miękki, niemal uwodzący, ale w głębi kryje się groźba.
– Może, gdybyś więcej odpoczywała, więcej delegowała zadań, które nie są twoje…
– A w innych rzeczach, tych, które naprawdę chcę, ale przychodzisz, odbierasz mi siły i motywację? Karmisz mnie tymi sloganami… „jak będziesz mieć czas, jak poczujesz się lepiej…” Przychodzisz nawet wtedy, gdy czuję się dobrze! Rozpraszasz, osłabiasz. Co musiałoby się wydarzyć, żebyś zniknęła?!
– Nie…
– Pamiętasz jak było z dietą? – podchodzę bliżej, nie spuszczam z niej oczu, nie tym razem. – Miesiącami nie pozwalałaś mi zmienić diety. Ile to trwało? Dwa lata? Trzy? Aż nagle zniknęłaś, wycofałaś się. Tak po prostu!
– Nie, nie „tak po prostu…” – mruży oczy. – Myśl! – syczy i wbija we mnie wzrok.
– Nagle odpuściłaś… – czuję się zagubiona, czegoś tu nie łapię.
– Tak. Odpuściłam, gdy poczułaś, że chcesz o siebie zadbać. Gdy uwierzyłaś, że to właśnie ten sposób, ta droga, ta dieta!
– Ale była bardziej rygorystyczna, niż wcześniejsze próby…
– To nieważne – kręci głową.
– Potem zaatakowałaś znowu, po kilku miesiącach złagodziłam dietę, później odpuściłam.
– Bo zrobiło się niewygodnie, wciąż wyjeżdżałaś – macha ręką.
– A teraz znowu ją trzymam, bez wysiłku, bez napinania. Czasami tylko dopytujesz, czy nie chciałabym wygodniej. Czemu znowu ustąpiłaś?…
– Wciąż nie rozumiesz? Odpuszczam, gdy działasz na energii! Gdy to nie jest z twojej głowy, ale naprawdę jesteś spójna – zbliża twarz do mojej. – Gdy działasz na energii… – szepcze.
– Tak, teraz rozumiem – napięcie opadło z mojego ciała, ma rację. Nie miałam pojęcia, że moja prokrastynacja jest lustrem tak głębokiej części mnie.

***

Prokrastynacja i nasze wewnętrzne „demony”

Często walczymy z naszymi „demonami”. Wewnętrzny krytyk, który wciąż nam powtarza, że nie jesteśmy dość dobrzy czy wykształceni, że nie damy rady, nie poradzimy sobie, nie powinniśmy, musimy… Prokrastynacja, wieczne odkładanie spraw na później, zostawianie na ostatnią chwilę… Tak, to właśnie przykłady takich „demonów”.
Zmagamy się z nimi, odwracamy głowę i udajemy, że ich nie widzimy. Usiłujemy stłumić ich głosy i zepchnąć gdzieś w głąb, do ciemnego zakamarka podświadomości… Licząc, że tam zostaną…
Ale dobrze wiesz, co dzieje się dalej, prawda? W momencie, w którym tracisz czujność, one wystawiają łby i atakują. Znienacka. I co wtedy robimy? Najczęściej znowu to samo. Odwracamy głowę, udajemy, że ich nie widzimy, spychamy w ciemność…
Tak, masz rację, na dłuższą metę to nie działa. Odwrócenie wzroku wcale nie znaczy, że problem znika. Nie przestajesz zasilać wewnętrznego krytyka lub prokrastynacji udając, że ich nie ma. Wręcz przeciwnie. Zużywasz masę energii, by wepchnąć je w te ciemne kąty i utrzymać w ryzach. One i tak za jakiś czas znowu wyjdą na światło. A ty zastanawiasz się czemu wciąż czujesz napięcie, zniechęcenie, lęk lub depresję.
A gdyby tak spotkać się z nimi, dać im głos, usłyszeć, co chcą nam powiedzieć. Czemu to robią. Dlaczego nas blokują lub przymuszają do różnych działań. Czego od nas chcą. Przed czym nas chronią… Właśnie tak! Nasze „demony” często usiłują przekazać nam coś ważnego, a nawet nas ochronić.

Pierwszy krok

Moja prokrastynacja okazała się tą częścią mnie, która pilnuje, żebym odpoczywała, czerpała przyjemność z tego, co robię, działała w zgodzie ze sobą, spójna, na energii, a nie na nakręceniu z głowy lub przekonaniach. Dzięki spotkani z nią wiem, że gdy się pojawia oznacza to, że któryś z tych warunków nie jest spełniony. Stałam się bardziej świadoma i uważna na swoją energię i siły. To pierwszy krok na drodze do zmiany. Mam nadzieję, że już dostrzegasz jak jest ważny 🙂
Takich niewysłuchanych części jest w nas więcej. Każda ma nam coś ważnego do przekazania. Wysłuchanie ich, to pierwszy krok do transformacji, rozluźnienia i takiego życia, o jakim marzysz 🙂
Jak go wykonać? Spotkać się ze swoim „demonem”, porozmawiać. Najlepiej, gdy przy tym towarzyszy ci druga osoba, terapeuta, osoba prowadząca warsztaty. Dlaczego? Ponieważ wtedy masz sprzymierzeńca, który pomoże ci, jeśli będziesz tego potrzebować. Podpowie odpowiednie pytania. Spojrzy z szerszej perspektywy. I będzie wiedział jakie są następne kroki.

Co dalej? To zależy właśnie od tego pierwszego kroku. Ostatecznie celem jest zawsze poprawa komfortu życia, więcej swobody, odwagi i radości, więcej lekkości i przestrzeni 🙂
Podoba ci się ta perspektywa?
W takim razie zapraszam na warsztaty rozwojowe i sesje indywidualne 🙂
Udostępnij tę stronę