Spotkałam dziś Boginię Życia

You are currently viewing Spotkałam dziś Boginię Życia

Dzisiaj spotkałam w lesie Boginię Życia – Śmierci – Życia. Pokazała mi, jak zyskać spokój w obliczu trudności.

Wracałam akurat ze stajni, jechałam polną drogą. Tym razem samochodem, bo zbyt duszno było na rower. Zbierało się na burzę, w oddali widać było pierwsze pioruny. Powietrze było ciepłe i nieruchome, jakby zaraz miało wybuchnąć. Nagle usłyszałam za sobą warkot silnika. Ktoś szybko nadjeżdżał z tyłu, musiał wyhamować, bo jechałam bardzo wolno. Zaskoczyło mnie to. Zazwyczaj, gdy widzę doganiający mnie samochód, przyspieszam, żeby nie zawadzać. Tym razem tego nie zrobiłam.

Przeszedł mi przez myśl pewien obraz: zwierzę wyskakujące na drogę. To jedna z moich obaw, gdy jeżdżę takimi drogami. Zawsze obawiam się, że któryś z mieszkańców lasu ni stąd ni zowąd wyskoczy z krzaków i zderzy się z moim samochodem; albo że spotkam mocno ranne zwierzę, które będzie cierpiało, a ja nie będę wiedziała, jak mu pomóc. Dlatego w myślach zwracam się do zwierząt: proszę, uważajcie. Zostańcie na chwilę po drugiej stronie drogi, pozwólcie mi bezpiecznie przejechać przez Wasz dom. Tym razem też tak zrobiłam.

Wiesz, jak to jest, gdy jedziesz autem i myśli swobodnie krążą, mózg sam sobie opowiada różne historie? Tak się czułam w tamtym momencie. Z tą różnicą, że po chwili moja myśl stała się rzeczywistością. Wpatrzona daleko przed siebie nagle zaczęłam dostrzegać na drodze jasny, nieduży kształt. Był coraz wyraźniejszy. Momentalnie poczułam lęk. Czy to ranne zwierzę? Byłam coraz bliżej, już wiedziałam, że to nie gałąź po burzy, która jeszcze nie zdecydowała, czy zakończy się już teraz, czy rozszaleje na dobre.

Przyhamowałam, zatrzymałam samochód. Mogłabym zjechać na bok, ale celowo zatarasowałam drogę kierowcy za mną. Nie miał jak mnie ominąć, więc też stanął. Otworzyłam drzwi samochodu i w tym momencie usłyszałam grzmot. Przede mną bez ruchu leżał jelonek. Bardzo młodziutki, jakby świeżo urodzony. Nie żyje? Jeżeli tak, wiedziałam co robić. Odetchnęłam, rozluźniłam się i zdziwiłam własną reakcją: był we mnie spokój i opanowanie, jakbym nie była sama. Nie raz odciągałam martwe zwierzęta z jezdni, tak żeby inne mogły się spokojnie posilić, nie narażając kolejnego życia, byłam gotowa zrobić to także tym razem. Zbliżyłam się ostrożnie. Jelonek żył, ale nie ruszał się.

Pierwsza moja myśl była taka: jeżeli jest ranny, trzeba go stąd zabrać. Do weterynarza, tam, gdzie dostanie pomoc. A potem oddać go w dobre ręce na przechowanie, ale do kogo? Znam leśników, myśliwych, zoo? To nie te ręce. Może ja go zatrzymam i wykarmię w domu? Nagle w mojej głowie pojawił się obraz bogini. Ta, Która Wie szepnęła mi do ucha: poczekaj, sprawdź, co ja bym zrobiła. Odchyliłam głowę, wciągnęłam wilgotne, naelektryzowane powietrze do płuc. Podeszłam do drugiego samochodu i dałam znać kierowcy, żeby spokojnie poczekał.  Wróciłam do jelonka, by sprawdzić, czy jest ranny. Jednocześnie mówiłam do niego: wstawaj mały, uciekaj, jeśli możesz!

Burza ucichła. Jelonek wstał niezgrabnie, nie sięgał mi nawet do kolan. Chwiejnie, ale samodzielnie zszedł z drogi. Słyszałam go jeszcze, jak szedł po poszyciu lasu. Wsiadłam do samochodu i zjechałam z drogi drugiemu kierowcy, by ten mógł odjechać. Gdy siedziałam za kierownicą i patrzyłam za niezgrabnie odchodzącym w dal jelonkiem, przeszyła mnie fala szczęścia, że to małe cudo ma szansę na przeżycie. Może jego matka czeka gdzieś w okolicy za drzewem. Kozy zostawiają przecież swoje małe niekiedy zaraz po urodzeniu, kiedy te nie są jeszcze w stanie za nimi nadążyć. Ten mógł się dopiero urodzić. Potrzebuje trochę czasu, by nabrać sił i namierzyć mamę, która wie, że nie odpoczywa się na leśnej drodze.

Znów poczułam obecność Bogini.  Bogini życia-śmierci-życia. Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała: tak, życie będzie trwać dalej. Będzie to życie tego jelonka lub np. młodych lisów, które go zjedzą, jeśli nie uda mu się odnaleźć mamy. Ja o tym decyduję – nie ty.

Udostępnij tę stronę