W kontakcie z koniem – Weź go na trawę czyli jak to się wszystko zaczęło

You are currently viewing W kontakcie z koniem – Weź go na trawę czyli jak to się wszystko zaczęło
Joanna Szypuła, koń

Dolar był wtedy dość zaniedbanym koniem. Sierść zmierzwiona, ślady walk na skórze, wyraźnie widoczne żebra. Kasia, moja siostrzenica, już na nim nie jeździła. Dolar mieszkał w niskiej stajni dla bydła, a wychodząc ze swojego stanowiska zawsze musiał pochylać głowę.

Codziennie, gdy przychodziła jego kolej, był wyprowadzany na padok dla ogierów, trochę pobiegał, pobrykał, a potem przyglądał się klaczom, które pasły się nieopodal. W tym czasie Czambon, stary i mądry koń, na którym uczyłam się jeździć, stał się już za słaby, żeby dalej mnie nosić, tak więc zostaliśmy sobie z Dolarem przedstawieni.
Gdy Pan Janusz, który zajmował się końmi, robił cokolwiek przy Dolarze, ten był spokojny i zrównoważony. Jednak, gdy ja chciałam go choćby przeprowadzić, przepychał się ze mną, ciągnął mnie, a najchętniej by po mnie przebiegł, żeby być już „tam”, gdziekolwiek to było. Czułam, że potrzebuję tego konia i że ja również mogę mu coś zaoferować. Tylko jak miałam to zrobić, żebyśmy siebie nawzajem nie poturbowali?
To była mała domowa stajnia, więc nikt nie mógł mnie wyręczyć, posadzić na przygotowanego wcześniej konia. Cała w strachu sama czyściłam Dolara przed jazdą, zupełnie nie mogłam się zorientować w gąszczu pasków, sprzączek i patentów. Minęło sporo czasu nim ustaliłam co do czego zapinać i w jakiej kolejności. Zanim wsiadałam na Dolara prosiłam mojego szwagra, żeby go polonżował (koń wówczas biega na długim sznurku wokół człowieka), albo na niego wsiadł, bo przecież ten koń był taki wybuchowy! Prawda była taka, że potwornie się bałam. Marek wsiadał na Dolara przede mną, koń pobiegał, popracował, uspokoił się i dopiero potem wsiadałam ja.
Gdy tylko znajdowałam się w siodle, czułam jakbym robiła to po raz pierwszy w życiu. Z siodła widziałam więcej i dalej. Uczucie mocy, połączenia z koniem, niebem i ziemią rozlewało się po całym ciele. Ale już za chwilę Dolar robił pierwszy krok, a ja wracałam do mojego strachu. Całe ciało sztywniało, jakbym zmieniała się w sopel lodu. Dolar to wyczuwał, pewnie myślał sobie wtedy coś takiego: Ona boi się być tutaj. Lepiej szybko ucieknijmy na drugi koniec łąki! I „odpalał wrotki”, a ja zostawałam gdzieś po drodze. Koń, gdy już znalazł się tam, gdzie było „bezpiecznie” zatrzymywał się i patrzył na mnie. I tak wiele razy.
Zauważyłam wtedy, że pan Janusz często ze swoim koniem po prostu był. A to trzeba było coś przeładować, a to coś naprawić. Wizyt stał w boksie, a jego pan pracował nieopodal. Innym razem, gdy należało pomalować słupki ogrodzenia, Pan Janusz wypuścił Wizyta, a sam wziął pędzel, farbę i ruszył za swoim koniem na pastwisko.
– Nie boi się Pan, że on na Pana wejdzie? – zapytałam widząc to. – On ma swoją robotę, a ja swoją. – usłyszałam w odpowiedzi.
Czasami znaleźli jeszcze dobre jabłko, czy popatrzyli gdzieś razem. Pan Janusz malował jeden słupek za drugim, a Wizyt skubał trawę będąc raz dalej, raz bliżej swojego towarzysza. Siedziałam i obserwowałam to małe stado. Człowiek i koń: razem, osobno, znowu razem. W pełni autentyczności. Robią coś, nic nie robią. Zauważyłam, że stado klaczy, któremu przewodziła Siwa zachowuje się podobnie. Utrzymuje równowagę pomiędzy wspólnym działaniem a nie-działaniem.
Następnego dnia karmiliśmy konie, pachniało łąką, a przed boksami ułożyliśmy kupki siana. Każda porcja prawidłowo odmierzona. Pan Janusz stanął w drzwiach boksu: – Jeżeli nie chcesz siedzieć na tym koniu jak osika i co chwila z niego spadać, to zrób tak: za każdą godzinę jego czasu daj mu dwie godziny swojego czasu. – Wbiłam widły i pchnęłam siano. – Dobrze. Ale co dokładnie miałabym robić?
Nic nie robić – usłyszałam trzask zamykanego zamka. – Weź go na spacer na trawę, on nie ma za dużo ruchu.
Tak zaczęły się nasze wspólne spacery – nauka bycia razem. Oswajałam swój lęk, pozwalając sobie na jego odczuwanie, trwanie w nim, oddychanie nim. Zauważyłam, że z każdym oddechem moje ciało coraz bardziej się rozluźnia, a Dolar odwzajemnia się spokojem i równowagą. To wtedy, na łące, a nie w siodle poczułam czym jest kontakt z koniem. Że jest on możliwy tylko wtedy, kiedy pozwolimy sobie na autentyczność, kiedy wpierw skontaktujemy się ze sobą.

Teraz prowadzę spotkania rozwojowe z końmi, na których jednym z tematów jest praca z lękiem i poszerzanie swojej strefy komfortu. Spotkania rozwojowe z końmi uzupełniają też proces psychoterapii i są wpisane w nasze warsztaty rozwojowe.

Udostępnij tę stronę